Pan rzekł do Samuela: „Nie zważaj ani na jego wygląd, ani na wysoki
wzrost, gdyż nie wybrałem go, nie tak bowiem człowiek widzi jak widzi
Bóg, bo człowiek patrzy na to, co widoczne dla oczu, Pan natomiast
patrzy na serce” (1 Sm 16, 7)
Jak bardzo Boże spojrzenie jest różne od mojego... Tak łatwo przychodzi mi oceniać ludzi po tym, co widzę i słyszę... Trzeba patrzeć sercem - aby móc zobaczyć czyjeś serce...
Z drugiej strony zadziwia mnie dziś znowu po ludzku niepojęta logika Boża: skoro ON wnikliwie patrzy na moje serce, to widzi wszystko, nawet to, czego ja nie widzę (albo nie chcę widzieć...) - a mimo to kocha mnie jak nikt inny, i nigdy nie przestanie, choćby nie wiem co tam zobaczył...
W tym kontekście - patrzenia głębiej, nie tylko na to co widoczne - myślę dziś o moich ś.p. Babciach... Jak zamykam oczy, to widzę je dokładnie, jak na zdjęciu. I w pamięci pojawiają się okruchy wspomnień, które są jak kolorowe szkiełka tworzące piękny witraż - okno, przez które widzę więcej niż to, co dla oczu widoczne...
- Babcia A. - urodziłam się w dzień jej imienin :-) Widzę prostą, nieuczoną kobietę, pochyloną coraz bardziej w miarę upływu lat, w chustce na głowie (miała ich dużo, różnych - w kwiatki były najładniejsze, i tymi lubiłam się bawić, przymierzać. Pozwalała mi na to. A nawet jedną z nich dostałam kiedyś na zawsze!). Czuję też smak najlepszego na świecie rosołu z domowym makaronem oraz drożdżowego placka z marmoladą... Jak wyjeżdżaliśmy od niej do domu, bagażnik był zawsze pełen wiejskich specjałów. Miała marną rencinę, a zawsze coś tam dla wnuków uciułała i na pożegnanie do kieszeni wcisnęła... Była 11 lat młodsza od dziadka i dokładnie 11 lat po nim zmarła...
- Babcia E. - ją odwiedzałam częściej, bo w tym samym mieście mieszkała. Pani profesor, lekarz.... Na jej witrażu widzę: książki (czytała w każdej wolnej chwili, do końca życia otaczały ją książki, nawet jak już czytać nie mogła, to pod koniec życia, półprzytomna, mocno ściskała w ręce otwartą książkę...); ręczne robótki - piękne krzyżykowe hafty, swetry misternie przerabiane na drutach; pianino (nieczęsto można było namówić ją na zagranie czegoś... Obowiązkowo w czasie Wigilii - kolędy śpiewaliśmy zawsze przy akompaniamencie jej gry); spacery (bliższe - do parku, i dalsze - małe wyprawy za miasto lub w okolicę); wakacje (zabierała nas zawsze na jakiś fragment wakacji - najczęściej nad morze...); ogród (przy domu - pełen kwiatów i owocowych drzew... Jak było ciepło, to tam piło się popołudniową kawę czy herbatę, albo po prostu siedziało, rozmawiało... Takiej czereśni jak w babcinym ogródku nie było i nie ma nigdzie...). Odeszła w 65. rocznicę swojego ślubu z dziadkiem, który w niebie czekał na nią ponad 15 lat...
I mogłabym tak długo... To tylko niektóre z tysięcy kolorowych szkiełek... ON zna je wszystkie, i niech Babciom wynagrodzi obficie za ich serce!
Komentarze
Prześlij komentarz