Przejdź do głównej zawartości

Klęska...

W tym czasie Filistyni zgromadzili się, by walczyć przeciw Izraelitom. (...) Po powrocie ludzi do obozu starsi Izraela stawiali sobie pytanie: „Dlaczego Pan dotknął nas klęską z ręki Filistynów? Sprowadźmy sobie tutaj Arkę Przymierza Pana z Szilo, ażeby znajdując się wśród nas wyzwoliła nas z ręki naszych wrogów”. (...)
Filistyni stoczyli bitwę i zwyciężyli Izraelitów, tak że uciekł każdy do swego namiotu. Klęska ta była bardzo wielka. Zginęło bowiem trzydzieści tysięcy izraelskiej piechoty. Arka Boża została zabrana, a dwaj synowie Helego, Chofni i Pinchas, polegli. (...) (1 Sm 4, 1.3.10-11)


Mocne jest dzisiejsze Słowo... Myśleli naiwni Izraelici, że zapewnią sobie zwycięstwo... Traktując Boga jako talizman, magiczny amulet, który sprawi, że wrogowie dadzą się pokonać... I co? Nic z tego... Tym bardziej zostali pokonani.
Daje mi to dziś mocno do myślenia... Nie wystarczy to, co zewnętrzne, formalnie poprawne i bycie z pozoru "ok"... Pan Bóg chce ode mnie czegoś więcej... Choćby tego, co wczoraj uderzało u Samuela: nie pozwolić upaść żadnemu Jego słowu na ziemię! Naprawdę nim żyć, a nie zachowywać pozory... Taka postawa jest niebezpieczna, bo i jej skutki mogą być tragiczne (jak u Izraelitów w walce z Filistynami...).
O tych niebezpieczeństwach mówi dziś Franciszek:
"Ten fragment Pisma Świętego pozwala nam zastanowić nad naszą relacją z Bogiem, ze Słowem Bożym: czy jest to relacja formalna? Czy jest to relacja odległa? Czy Słowo Boże wkracza do naszego serca, przemienia je, czy ma tę moc czy też nie, czy jest to relacja formalna, wszystko wydaje się bezproblemowe? Ależ takie serce jest zamknięte na Słowo Boże! Każe to nam myśleć o wielu porażkach Kościoła, wielu porażkach Ludu Bożego tylko dlatego, ponieważ nie słucha Pana, nie szuka Pana, nie pozwala by szukał go Pan! A następnie po tragedii następująca modlitwa: «Wystawiłeś nas na wzgardę sąsiadów, na śmiech otoczenia, na urągowisko. Uczyniłeś nas przysłowiem wśród pogan, głowami potrząsają nad nami ludy»"
Myślę dziś o różnych sytuacjach w moim życiu, także aktualnie trwających, a które przeżywam jako klęskę i porażkę, w różnych wymiarach... W których modlitwa z powyższej wypowiedzi Papieża (Ps 44) mogłaby być i moją (i nieraz brzmi podobnie, zaczynając się od "dlaczego" - z pewnym wyrzutem do Boga, że to wszystko dopuszcza...). 
Dziś Pan każe mi zapytać samą siebie (bo On odpowiedź dobrze zna...) - o moją z Nim relację... Czy to już tylko rutyna i formalność? Albo czy nie stał się tylko czymś w rodzaju talizmanu, który "z automatu" ma mnie chronić przed wszelkimi porażkami... Bo mi się należy...
Odpowiem - sobie i Jemu, nie tutaj...



Komentarze

  1. pięknie to napisałaś. Pięknie, przenikliwie, głęboko. Czasami zaczynam tak drążyć w sobie trudnymi pytaniami i czuję, że im bardziej mnie któreś pytanie boli czy drażni, tym bliżej jestem prawdy o sobie i o moim życiu. Bóg jako zabawka w naszym ręku? Bóg na równi z talizmanem? ruttka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, że im bardziej coś drażni, dotyka i rezonuje, tym bardziej dotyczy tego, co jest w sercu najgłębiej... I dlatego - tak sobie myślę - tak trudno szukać tej prawdy o sobie... Bo to boli...

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Boże Ciało...

Zapach piwonii niezmiennie kojarzy mi się z procesją Bożego Ciała... Wsłuchuję się dziś w słowa pięknej homilii Jałmużnika Papieskiego, wygłoszonej wprawdzie jakiś czas temu, ale jak ulał pasującej do dzisiejszego święta. Warto poczytać i przemedytować: Szedłem za Tobą, Panie Jezu, w Hostii utajonym… I tak idąc za Tobą ulicami naszego miasta myślałem o tym, jak Ty nie mieścisz się w kościele. Jak bardzo pragniesz z niego wychodzić, żeby brać udział w naszym codziennym życiu. W moim życiu. Pan idzie z nieba… Zagrody nasze widzieć przychodzi, i jak się Jego dzieciom powodzi. Największy Skarb, jaki mamy w Kościele, to Najświętszy Sakrament. To Twoja Obecność pod postaciami chleba i wina. Prostszych znaków nie da się już wymyślić. Garść mąki, kropla wody, słowa kapłana – świętego lub nie, i stajesz się obecny wtedy, kiedy my chcemy! Kiedy my Cię przywołujemy na ołtarz. Co za pokora i posłuszeństwo?! Możemy się Tobą karmić, adorować lub… nie zwracać na Ciebie uwagi nawet p...

Jak dziecko...

Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego (Mk 10,15) Mała Miriam i Jej mama Anna... Przyjąć "jak dziecko" ... Czyli jak? No tak jak tylko małe dziecko potrafi: ufnie, prosto, bez tysiąca wątpliwości, kombinowania... Całym sobą... Z zapałem i radością...Z umiejętnością zachwytu najbardziej oczywistymi dla poważnych "dorosłych" sprawami... Bez rutyny i zniechęcenia... Stać się jak dziecko - to przepustka do bram królestwa Bożego :-) Niełatwo ją zdobyć, ale warto się starać! *** Cieszyłam się - może choć trochę jak dziecko, i podziwiałam dzieła Stwórcy, podczas dzisiejszego spaceru, w odwiedziny do przyjaciół. Bo jak tu się nie cieszyć, kiedy po drodze można takie cuda oglądać:

Listopadowe świętowanie....

"...życie Twoich wiernych, o Panie, zmienia się, ale się nie kończy, * i gdy rozpadnie się dom doczesnej pielgrzymki, * znajdą przygotowane w niebie wieczne mieszkanie." (prefacja z Mszy za zmarłych) Te słowa to dla mnie swoiste motto przeżywania listopadowych świąt.... Zawsze, ilekroć słyszę je odmawiane w czasie Mszy za zmarłych, wzruszają mnie... Dlaczego? Dlatego, że za każdym razem uświadamiają mi na nowo, gdzie i po co idę... I podsycają tęsknotę, by TAM dotrzeć i żyć na wieki! Bo życie zmienia się, ale się NIE KOŃCZY Modlę się dziś za tych, których życie już się zmieniło, a którzy jeszcze przygotowują się do wejścia TAM... I modlę się do tych, którzy, jak wierzę, już TAM na mnie czekają. Moi prywatni święci. .. (pisałam o nich rok temu). I śpiewam jedną z piękniejszych pieśni, w przepięknej aranżacji i wykonaniu: