Przejdź do głównej zawartości

Burza i .... Eliasz.

Naraz zerwał się gwałtowny wicher. Fale biły w łódź, tak że łódź się już napełniała. On zaś spał w tyle łodzi na wezgłowiu. Zbudzili Go i powiedzieli do Niego: „Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?” On wstał, rozkazał wichrowi i rzekł do jeziora: „Milcz, ucisz się”. Wicher się uspokoił i nastała głęboka cisza. Wtedy rzekł do nich: „Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary?” (Mk 4, 37-40)

Cisza na Jeziorze Galilejskim....
Czuję się ostatnio jak ci uczniowie w łodzi... Wokół burze przeróżne, łódką miota na wszystkie strony, wiatr huczy...., a Jezus nic, jakby spał i nic Go nie obchodziło... Tyle że On dobrze wie, kiedy jest ten właściwy moment, by wstać i burzę uciszyć. A do mnie mówi: no czego się boisz? Przecież tu jestem! Tak bardzo brakuje Ci wiary!
Ano brakuje...
 ***
A skąd ten Eliasz w tytule posta, i jak się ma do burzy?
Eliasz stąd, że czytałam ostatnio jego historię - ponownie... I bardzo - w tym co jest moim "dziś" - w niej się odnalazłam... A burza też ważne miejsce w tym wszystkim ma.

Eliasz był prorokiem - Bożym posłańcem, który wypełniał zleconą mu przez Boga misję, wyjątkowo niewygodną... Musiał prosto z mostu powiedzieć panującemu władcy, że źle postępuje. A w dodatku przepowiedzieć, że karą za to całe zło będzie susza i głód w całym państwie. A nieco później udowodnił wielkiej królowej, że jej "prorocy" to zwykli szarlatani i żadnymi czarami deszczu na ziemię nie sprowadzą. Pokazał, że jedynie Bóg może to zrobić. 
No i musiał uciekać na pustynię przed gniewem mściwej królowej...
A na pustyni odechciało mu się wszystkiego - leżał pogrążony w depresji i nie miał ochoty żyć; przestał widzieć sens w swoim działaniu... Jego gorliwość o sprawy Pana raz po razie jest deptana i żadnych owoców nie przynosi... A w dodatku nieprzyjaciele czyhają na jego życie... 
Karmiony i zachęcany do dalszej drogi przez Pana Eliasz przyszedł w końcu na górę Horeb i ukrył się w jaskini. Gdy w pewnym momencie stanął na jej progu, widział i czuł wokół wichurę, ogień, trzęsienie ziemi ... Jednak dopiero w łagodnym powiewie, nie w tym całym zamieszaniu i huku, objawił się mu Pan. I umocnił Eliasza w jego misji, dodał sił, pokazał nowe zadania, które w oczach Bożych jak najbardziej mają sens...
***
Przypomniał mi się dziś Eliasz w związku z tą Ewangelią o burzy na jeziorze...
Bardzo są mi bliskie te obrazy ostatnio... Też doświadczam niweczenia czynionego dobra, niezrozumienia, i innych burz i trzęsień ziemi... Też, jak Eliasz, mam ochotę nieraz położyć się, bez sił na dalszą drogę, z poczuciem bezsensu podejmowania jakichkolwiek działań... I tak jak Eliasz doświadczam Bożej opieki i pomocy, popychania mnie do zrobienia kilku kolejnych kroków... 
Wierzę mocno, że tak jak uczniowie na jeziorze i jak Eliasz przy jaskini, zamiast ciągłej nawałnicy doświadczę szmeru łagodnego powiewu, ciszy pełnej Jego obecności... 
Tylko muszę poczekać... On sam wie, kiedy wstać i powiedzieć wichrowi: "Milcz! Ucisz się!". On wie...

Komentarze

  1. :)
    "Nie bój się. Jestem z tobą" - tak Ci mówi dziś Jezus.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, M! Twoja notka jeszcze bardziej mnie trzyma przy całej historii, od której moja wizyta u Ciebie się zaczęła. Twoja blogowa imienniczka przyszła z rewelacją, iż Marek Jan jest redaktorem onetu, którego zadaniem jest podkręcanie poczytności pewnych blogów (z samego założenia kontrowersyjnych poprzez osoby prowadzące te blogi) i sianie na tych blogach propagandy antyklerykalnej. Może do sposobu przekazania tej rewelacji można mieć wiele zastrzeżeń, ale ja odbierałem to jako takie napomnienie w cztery oczy (Albę drażni takie "wiem, ale nie powiem", ale jakie inne możliwości można mieć wobec kogoś, kogo nie zna się osobiście i na kogo nie ma się żadnych namiarów). Dla mnie osobiście te rewelacje były bardzo ważne, bo w oczach Marka Jana jestem wrogiem numer jeden - nie tak dawno bezpardonowo mnie zaatakował, gdy w ogóle się do niego nie zwracałem, lecz chciałem pomóc pewnej zagubionej osobie. Z punktu widzenia tych zadań Marka Jana, jak je przedstawiła M, taki atak był jak najbardziej uzasadniony - jeśli rzeczywiście jego zadaniem jest doprowadzenie do tego, by blog religijny w swej wymowie dyskutantów stał się antyklerykalny, to każdy, kto stara się być Bożym sługą, przeszkadza w wypełnieniu tej misji - taką osobę trzeba wykpić, ośmieszyć, by nikt nie traktował jej poważnie - by po prostu musiała się wynieść z tego bloga.
    I tak to właśnie jest - jestem kompletnie bezużyteczny. Dokładnie tak, jak na tej pustyni (z tym tylko, że bez depresji).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ciekawe - z tą zbieżnością: ten czas, i tamta dyskusja, ten sam nick, no i moja notka "w temacie"... Tamtego bloga nie znam, zresztą niewiele blogów czytam. Ten zaczęłam pisać kilka miesięcy temu jako taki mój dziennik, pamiętnik... Z nadzieją, że skoro Pan Bóg mnie do tego natchnął, to może ktoś jeszcze oprócz mnie z tego skorzysta...
      Nie znam tej konkretnej sytuacji, którą opisujesz, ale dobrze znam ten "mechanizm" (zresztą - o tym w powyższej notce): jak czynisz dobro, mówisz prawdę, która być może kogoś w oczy kole, to niestety za to obrywasz... Pan Jezus zresztą też, można tak trywialnie powiedzieć, za prawdę "oberwał"... Więc skoro idę za Nim i do Niego się przyznaję, to i Jego los dzielę...
      A "mechanizmu", który doświadczył Eliasz, doświadczam i ja - tyle że w realu, nie w blogosferze... Dlatego ważna jest dla mnie ta świadomość, że Bogu zależy na mnie i nie jest Mu to obojętne.
      No, i tego się trzymajmy :-)

      Usuń
  3. czasem przegapiamy tyle łagodnych powiewów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak... Tak czasem dajemy ogarnąć się burzy i nawałnicy, że nie dostrzegamy, że obok, w łagodnym powiewie jest i działa ON sam...

      Usuń
  4. 37 year old Database Administrator II Luce Goodoune, hailing from Rimouski enjoys watching movies like It's a Wonderful Life and Sculpting. Took a trip to Ilulissat Icefjord and drives a Eclipse. zobacz tutaj

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zmienia się, ale się nie kończy...

Koniec października. W kalendarzu jesień, za oknem ciepłe lato. Przepowiadacze pogody głoszą zgodnie: koniec tego dobrego - wraz z początkiem listopada jesień pokaże swoje mniej przyjazne oblicze, a kto wie, czy i zimy do współpracy nie zaprosi... Zmiany, zmiany, zmiany... Na szczęście początek listopada to nie tylko zderzenie ze zmianą pogody, ale także okazja do refleksji nad życiem - które, jak przypomina jedna z mszalnych prefacji, owszem, zmienia się - ale się nie kończy! Najpierw świętujemy razem z wszystkimi, którzy cieszą się już radością nieba, a potem modlimy się za tych, którzy w czyśćcu czekają na tę pełnię życia. Kilka lat temu napisałam o moich prywatnych świętych, których wstawiennictwa doświadczam na co dzień. Odkopuję dziś ten tekst i nieco aktualizuję. Moi święci.... Mam kilkoro "ulubionych", tych kanonizowanych i beatyfikowanych. Ale wiem dobrze, i mocno w to wierzę, że w niebie mam oprócz nich innych "swoich ludzi", takich prywatnych świ

Radość...

"Radujcie się, choć teraz musicie doznać trochę smutku..." (1 P 1, 6) Łatwo mówić: "Radujcie się!" Jak tu się radować i cieszyć, kiedy wokół mokre, zimne szarości listopadowe? Trudno wtedy o radość, o sile do działania i generalnie do życia  nie mówiąc... Nie przynosi jej również lekka zmiana - hmm koloru? - nie, raczej tonacji, odcienia za oknem - z szarego, na nieco bardziej biały, co miało miejsce kilka dni temu... O radość, tak po ludzku, trudno także w obliczu przeróżnych - dużych i małych trudności, które gdzie nie spojrzeć piętrzą się w stosy i stosiki... Na moim życiowym podwórku oraz w szeroko pojętym sąsiedztwie... A jednak! Mimo wszystko, choć powodów do narzekania znalazłoby się (bez większego wysiłku!) całe mnóstwo, kiedy sięgam do głębi serca, przedzierając się przez te wszystkie szarości, stosiki i przeszkody, odnajduję tam Radość - taką właśnie przez duże "R", której nic i nikt odebrać mi nie zdoła! I, podobnie jak niedawno n

Posłuszeństwo...

„Czyż milsze są Panu całopalenia i ofiary krwawe od posłuszeństwa rozkazom Pana? Otóż lepsze jest posłuszeństwo od ofiary, uległość od tłuszczu baranów. Opór bowiem jest jak grzech wróżbiarstwa, a krnąbrność jak złość bałwochwalstwa." (1 Sm 15, 23) Cóż takiego zrobił król Saul, że zasłużył na takie słowa? Przecież niby był posłuszny - dostał rozkaz i go wykonał. Prawie dokładnie... A że nie do końca? Że chciał trochę po swojemu zrobić? I trochę dla siebie ugrać? Przecież i Bogu chciał z tego co nieco odstąpić, ofiarę złożyć nawet! O co tyle hałasu? Tak to czysto po ludzku wygląda... A po Bożemu?  Po Bożemu jest to nieposłuszeństwo i tyle! Albo wypełniam Bożą wolę, albo nie!  O tym mówią też obrazy z dzisiejszej Ewangelii: o nowych łatach na starym ubraniu i o nowym winie w starych bukłakach... Pan Bóg i Jego Słowo nie mogą być dodatkiem sztucznie przyklejonym do mojego starego życia... Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek... Nie! Skoro deklaruję (jak w refrenie w