Przejdź do głównej zawartości

Rzym...


Wróciłam... Dobre kilka dni temu. Tyle że zaległości przeróżnych czekało tyle, że dopiero złośliwa infekcja jakaś grypopodobna, która mnie dziś do łóżka położyła, stworzyła okazję, by podzielić się tym, do dane mi było przeżyć...

Piękny to był czas.... Podarowany przez Niego... Odpowiedź na ciche pragnienia i marzenia. Bo choć w Rzymie byłam już nie raz, bardzo chciałam pojechać sobie tam ot tak, bez żadnej okazji, bez żadnej grupy i zorganizowanego programu. Pochodzić tam gdzie chcę, w takim czasie jak chcę, bez żadnej presji, że coś i gdzieś muszę. W dobrym towarzystwie :-) I udało się! Tak właśnie dokładnie było... Na luzie. Był czas na spokojne pozachwycanie się Rzymem i jego zakątkami, na spokojną modlitwę w różnych miejscach - choćby przy grobach licznych świętych: św. Piotra, św. Pawła św. Jana Pawła II, św. Jana XXIII, św. Katarzyny Sieneńskiej, św. Filipa Neri, św. Stanisława Kostki i wielu innych, których w Rzymie nie brakuje...
Był też czas na przeróżne spotkania, mniej lub bardziej spodziewane. Z kochanymi siostrami, które przyjęły nas tak, że czułam się jak w domu (a nawet lepiej - zważywszy na to, jak nas karmiły ;-)), z różnymi znajomymi spotkanymi przypadkowo na placu św. Piotra, z Franciszkiem (choć z daleka) na audiencji i modlitwie Regina Coeli... Tych zupełnie niespodziewanych były dwa: z Franciszkiem, który przejeżdżał wśród dzieci i młodzieży z włoskich szkół przybyłych na spotkanie z papieżem, na placu św. Piotra i Via della Conciliazione, gdzie weszłyśmy całkiem przypadkowo, nie wiedząc że dwa kroki od nas za chwilę zjawi się Papież :-); i drugie, za sprawą sióstr, które dowiedziawszy się, że bardzo chciałabym spotkać się z pewną Osobą, przyprowadziły tęże na chwilę do jadalni, wyciągając z kaplicy na chwilę przed rozpoczęciem nabożeństwa. To była  niespodzianka na deser, na ukoronowanie pobytu w Rzymie!

Dziękuję Panu za ten czas! A teraz do roboty! (a najpierw to do walki z choróbskiem - jutro skoro świt muszę być na nogach...).

Kilka rzymskich zdjęć możecie obejrzeć tutaj:

A jeżeli ktoś chciałby posłuchać kilku słów pewnej Osoby ;-), to zachęcam! Naprawdę warto!


Komentarze

  1. Byłam tam tylko raz, a zakochałam się bez pamięci. Nie tylko w Rzymie. W Asyżu, Florencji, Wenecji, Padwie... Marze by tam wrócić, najlepiej z mężem. Rut

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też kocham bardzo Rzym i nie tylko :-) A marzyć warto i trzeba - bo marzenia się spełniają, za sprawą Tego, który te najcichsze marzenia dobrze zna. Już coś o tym wiem ;-)

      Usuń
  2. Witam po powrocie.Bogu niech będą dzięki , że dał Ci możliwość widzieć tyle pięknych miejsc, Ojca Świętego, Jałmużnika Papieskiego....Dzięki Tobie poczytałam trochę, posłuchałam też trochę...
    http://www.radiomaryja.pl/multimedia/reportaz-jalmuznik-ojca-swietego-relacja-z-konsekracji-ks-abp-konrada-krajewskiego/
    Ps. Czy Ty, że jesteś siostrą zakonną ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Reportaż z konsekracji piękny - też go sobie obejrzałam raz jeszcze, po spotkaniu z abpem Konradem.
      Nie, Anno, nie jestem siostrą zakonną :-) Tylko mieszkałam u znajomych sióstr w Rzymie :-)

      Usuń
    2. Dziękuję za szczerą odpowiedź :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Jak dziecko...

Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego (Mk 10,15) Mała Miriam i Jej mama Anna... Przyjąć "jak dziecko" ... Czyli jak? No tak jak tylko małe dziecko potrafi: ufnie, prosto, bez tysiąca wątpliwości, kombinowania... Całym sobą... Z zapałem i radością...Z umiejętnością zachwytu najbardziej oczywistymi dla poważnych "dorosłych" sprawami... Bez rutyny i zniechęcenia... Stać się jak dziecko - to przepustka do bram królestwa Bożego :-) Niełatwo ją zdobyć, ale warto się starać! *** Cieszyłam się - może choć trochę jak dziecko, i podziwiałam dzieła Stwórcy, podczas dzisiejszego spaceru, w odwiedziny do przyjaciół. Bo jak tu się nie cieszyć, kiedy po drodze można takie cuda oglądać:

Boże Ciało...

Zapach piwonii niezmiennie kojarzy mi się z procesją Bożego Ciała... Wsłuchuję się dziś w słowa pięknej homilii Jałmużnika Papieskiego, wygłoszonej wprawdzie jakiś czas temu, ale jak ulał pasującej do dzisiejszego święta. Warto poczytać i przemedytować: Szedłem za Tobą, Panie Jezu, w Hostii utajonym… I tak idąc za Tobą ulicami naszego miasta myślałem o tym, jak Ty nie mieścisz się w kościele. Jak bardzo pragniesz z niego wychodzić, żeby brać udział w naszym codziennym życiu. W moim życiu. Pan idzie z nieba… Zagrody nasze widzieć przychodzi, i jak się Jego dzieciom powodzi. Największy Skarb, jaki mamy w Kościele, to Najświętszy Sakrament. To Twoja Obecność pod postaciami chleba i wina. Prostszych znaków nie da się już wymyślić. Garść mąki, kropla wody, słowa kapłana – świętego lub nie, i stajesz się obecny wtedy, kiedy my chcemy! Kiedy my Cię przywołujemy na ołtarz. Co za pokora i posłuszeństwo?! Możemy się Tobą karmić, adorować lub… nie zwracać na Ciebie uwagi nawet p...

Listopadowe świętowanie....

"...życie Twoich wiernych, o Panie, zmienia się, ale się nie kończy, * i gdy rozpadnie się dom doczesnej pielgrzymki, * znajdą przygotowane w niebie wieczne mieszkanie." (prefacja z Mszy za zmarłych) Te słowa to dla mnie swoiste motto przeżywania listopadowych świąt.... Zawsze, ilekroć słyszę je odmawiane w czasie Mszy za zmarłych, wzruszają mnie... Dlaczego? Dlatego, że za każdym razem uświadamiają mi na nowo, gdzie i po co idę... I podsycają tęsknotę, by TAM dotrzeć i żyć na wieki! Bo życie zmienia się, ale się NIE KOŃCZY Modlę się dziś za tych, których życie już się zmieniło, a którzy jeszcze przygotowują się do wejścia TAM... I modlę się do tych, którzy, jak wierzę, już TAM na mnie czekają. Moi prywatni święci. .. (pisałam o nich rok temu). I śpiewam jedną z piękniejszych pieśni, w przepięknej aranżacji i wykonaniu: