"Tylko Ja znam plany, które mam względem was - plany pomyślności, a nie nieszczęścia, aby spełnić wasze nadzieje na przyszłość." (Jr 29, 11)
To Słowo kilka dni temu odkryłam na nowo, jak blask..., jak światło w ciemności... I całą tę historię, z której pochodzą: historię proroctwa, jakie Jeremiasz polecił zanieść do Babilonu Izraelowi - narodowi, który pozostawał tam w niewoli. Izraelici wegetowali... Nie robili nic, trwali tylko w swoim nieszczęściu, narzekaniu na nieszczęście... A Jeremiasz kazał im normalnie żyć, pracować, zakładać rodziny - jednym słowem: robić swoje! A w dodatku modlić się za Babilon, miejsce niewoli... (czego prawdopodobnie nie byli w stanie przyjąć tak łatwo...). Ale na tym nie skończył - przekazał właśnie (m.in.) te słowa: że Bóg ich tam nie zostawi, że wrócą do domu, bo ON chce ich pomyślności, a nie zagłady, i że ON wypełni ich nadzieje na przyszłość...
Bardzo "moje" stało się to Słowo... Moja sytuacja, szeroko pojęta, tzw. życiowa, to swego rodzaju niewola (choć nie w sensie dosłownym ...). Mam, podobnie jak Izraelici, pokusy, by usiąść sobie, trwać w marazmie, który mnie ogarnia, bezsilności we wszystkich sferach po kolei... I czekać na zmianę sytuacji... I te pokusy przez ostatni rok z hakiem stają się niestety rzeczywistością... Wegetuję... Tylko czasami robię sobie przerwę na działanie - zazwyczaj z tzw wyższej konieczności... ;-)
A Pan Bóg mi dziś mówi: nie! Rób swoje! A Ja też zrobię swoje... Bo znam Twoje nadzieje na przyszłość!
I choć wszystko wokół, po ludzku, przeczy tym nadziejom i przekreśla szanse na ich szybkie spełnienie, to chcę na nowo dziś zaufać JEMU... ON wie lepiej....
I powtarza mi, w adwentowym swoistym refrenie ostatnich dni, brzmiącym w codziennych czytaniach: "Nie bój się, przychodzę Ci z pomocą!"
Marana tha, przyjdź Panie!
Komentarze
Prześlij komentarz